S
|
tała w tłumie. Nie widziała gdzie
jest. Co jest grane? Dlaczego ma na sobie lekką białą sukienkę która już pomału
przemaka zimnym deszczem? Dlaczego gdy krzyczy nikt nie zwraca na nią wagi? Hej ludzie ja tu jestem! Ale sama nie
słyszała swojego głosu. Zagłuszał ją tłum ludzi i odgłosy samochodów jeżdżących
na ulicy. Zaczęła biec przez tłum. Co się dzieje? Dlaczego nawet kiedy ich
trąca oni nie zwracają na nią uwagi? Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że ma na
sobie TYLKO tą krótką sukienkę i bieliznę, a gdzie buty? Dlaczego jej nie jest
zimno? Nagle tłum na nią naparł i upadła. Upadła w kałużę. Dlaczego czuła się
zmęczona? Przecież nic nie robiła. Czuła ulgę. Co się z nią dzieje? Nie może
wstać. Panika wzrasta z każdą sekundą. I wtedy woda z kałuży ochlapała jej
twarz. Podniosła głowę do góry. Jej oczom ukazały się czarne glany. Ludzie
zniknęli. Znalazła się w pomieszczeniu. Nadal leżała na ziemi i nadal widziała
te głupie buty. DLACZEGO NIE MOŻE SIĘ PODNIEŚĆ! NO HALLO! POMOCY! Nagle stanęła
twarzą w twarz z tym człowiekiem. Był to chłopak. Nie mógł mieć więcej niż 17
lat. Uśmiechnął się do niej.
-Kim jesteś!- krzyknęła do niego.
Choć to nie miało sensu. Przecież stał naprzeciwko niej.
-Ee to…- wydał
się być zakłopotany.- Ty jesteś Annabell?
-Tak…
-Oj… Ciężko
się rozmawia z dziewczyną i to na dodatek tak piękną jak ty kiedy ma na sobie
tylko sukienkę przemokniętą deszczem i krwią.- zaśmiał się lekko.
- Krwią!?-
spojrzała na siebie. To prawda jej śnieżno biała sukienka była brudna od błota,
wody i krwi.- Kim jesteś?- zapytała
pośpiesznie.
-Nazywam się
Gabriel, ale chyba znasz mnie pod inną nazwą. – Lekko się ukłonił.- Witaj
Annabell z tej strony Śmierć.